Niezapomniane wesele w stylu slow wedding Stara Kuźnia Pstrągownia
Fotograf ślubny, rolnik i sadownik mają ze sobą coś wspólnego. Cała trójka pracuje w pocie czoła nad tym, aby zebrać plony swojej pracy. Rolnik zmagazynuje u siebie tony zebranego z pola ziarna, sadownik zapełni magazyny jabłkami ze swojego sadu… a fotograf ślubny wypełni swoje archiwum kolejnymi cudownymi historiami ślubnymi.
Tropem biblijnej przypowieści o talentach nie chciałbym jednak zatrzymywać tych wszystkich pasjonujących historii miłosnych tylko dla siebie – stąd niezapomniane wesele w stylu slow wedding na moim Blogu. Początek zdjęć obfitował w ogrom deszczu i drobne problemy zdrowotne u Pana Młodego, ale tradycyjnie, jak to przed swoim obiektywem wiele razy widziałem, wszystko finalnie poszło rewelacyjnie!

5 wskazówek do najlepszych zdjęć ślubnych!
To proste! 5 wskazówek, to więcej niż 3 takie podpowiedzi i optymalniej w czytaniu niż 10! 🙂
- Wybór odpowiedniego fotografa: Zainwestujcie w doświadczonego fotografa, którego styl pracy Wam odpowiada. Przeglądajcie portfolio i umówcie się na spotkanie, aby omówić Wasze wizje i oczekiwania. Warto, aby między Wami zaiskrzyło! Wspólnie spędzone 12 godzin w dniu ślubu to ma być dobrze spędzony czas z kimś kto kocha fotografować śluby!
- Planowanie i harmonogram: Zróbcie szczegółowy plan dnia. Ustalcie kiedy i gdzie będą kluczowe momenty, aby fotograf miał czas na uchwycenie wszystkich ważnych chwil. Wygospodarujcie czas na sesją zdjęciową i pamiątkowe zdjęcia z Waszymi Gośćmi. Jak już wszystko zaplanujecie, to dajcie sobie też szansę, aby nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem!
- Oświetlenie: Naturalne światło jest najlepsze dla zdjęć. Planujcie sesję zdjęciową w godzinach, gdy światło jest najbardziej korzystne, np. tuż przed zachodem słońca. Oczywiście podczas deszczowego dnia „mityczna” złota godzina może nie mieć miejsca. I co z tego! Prawdziwe emocje i naturalne kadry dzieją się także przy zachmurzonym niebie!
- Sesja przedślubna: Zorganizujcie sesję narzeczeńską, aby oswoić się z aparatem i fotografem. To także świetna okazja, aby uzyskać piękne zdjęcia przed wielkim dniem.
- Spontaniczność i emocje: Pozwólcie sobie na bycie naturalnymi i otwartymi. Niech fotograf uchwyci szczere emocje i zabawne momenty – to właśnie one tworzą najpiękniejsze wspomnienia.
Pamiętajcie, że najważniejsze jest cieszenie się chwilą i wspólnie spędzonym czasem!
Zainwestuj w sesję narzeczeńską!
Powyższe rady Para Młoda wzięła sobie mocno do serca, łącznie z sesją przedślubną. Na rok przed planowanym ślubem, Paulina i Mateusz umówili się ze mną w Krakowie, wtedy właśnie powstała sesja narzeczeńska w Ogrodzie Botanicznym. Sami przekonajcie się jak żywe, naturalne, zwariowane i spontaniczne było to spotkanie!
Powtarzam o tym od lat, że warto zdecydować się na sesję zaręczynową z kilku powodów. Oswoicie się przed obiektywem, w dniu ślubu będziecie dzięki temu bardziej wyluzowani. Wasze zdjęcia ślubne też będą dzięki temu lepsze. No i będziecie mieli co umieścić na zaproszeniach, albo ozdobach weselnych.









Kto dziś jeszcze używa Bloga ślubnego?!
Gonitwa, scrollowanie, powiadomienia, wyrywające się komunikaty w naszych smartfonach sprawiają, że codzienność i cała nasze percepcja ogranicza się tylko do rzucenia wzrokiem na nagłówki. Najlepiej clickbaitowe. Dla przykładu fotografia ślubna na Instagramie jest obecna jako dynamiczne rolki, albo najlepsze kadry zamieszczone zgodnie z aktualnymi trendami. Skoro w ofertach fotografii ślubnej pojawia się często wartość 500 zdjęć (u mnie często nawet dużo więcej), to jak pokazać, jak zaprezentować całość historii, nad którą pracuję tak intensywnie?
Eureka – jest wyjście z tego ograniczenia! Moi zdaniem warto publikować reportaże ślubne w ilości minimum +100 zdjęć, aby pokazać jak spójna, jak obszerna i interesująca jest opowieść nad którą z taką pieczołowitością pracowałem.
W tej historii przygotowałem dla odwiedzających mojego Bloga ślubnego blisko 250 fotografii! Niech ten slow wedding zwiastuje renesans tej formy opowiadania o fotografii ślubnej.
Przypomniałem sobie, że wcześniej publikowana historia ślubna Pauli i Bernarda, czyli ślub cywilny plenerze Stary Dwór Maciejówka zawierał blisko 200 zdjęć.
Polsko-kanadyjsko-portugalski ślub w Polsce
Kiedy Paulina, Polka pochodząca z podkarpacia a mieszkająca w Kanadzie zakochała się z wzajemnością w Portugalczyku – Mateuszu, finałem tej historii musiał być ślub kościelny i Marsz Mendelsona w tle. Koniec i kropka. Takie było marzenie Pauliny, takie jest zresztą marzenie wielu osób. Jako fotograf ślubny bazujący w Krakowie wiem co mówię, mam zdecydowanie nadreprezentację takich „przypadków” :).
Powstał zatem projekt, który Para Młoda roboczo nazwała „Wesele w Polsce„. Bardzo się ucieszyłem, że miałem być częścią tego wydarzenia. Wszyscy zakasali rękawy i zabrali się do pracy, aby planowane wesele w stylu slow wedding udało się znakomicie!
Post factum, już po zrealizowanym „projekcie”, Paulina napisała na swoim facebookowym profilu:
„Odkreśliłam ważną listę rzeczy do zrobienia tego lata, kiedy wzięliśmy ślub z Mateuszem w mojej polskiej ojczyźnie
.
Tyle miłości dla naszej rodziny i przyjaciół, którzy przybyli z bliska i z daleka, aby dołączyć do nas na weekend życia!
Jest niezliczona ilość detali, które sprawiły, że ten dzień był bardzo wyjątkowy – od kwiatków, przez domowe dekoracje, po ponowne połączenie rodziny po latach rozłąki, przerobione elementy z naszego ślubu cywilnego zeszłej jesieni – to wszystko nam się podobało i jesteśmy ogromnie wdzięczni, że mogliśmy wpleść te najważniejsze elementy tego, kim jesteśmy!
Szczególne podziękowania dla Michał Grzanka i Stara Kuźnia Pstrągownia – nowe wspomnienia za stworzenie i uchwycenie piękna i atmosfery regionu Podkarpackiego, z którego pochodzi moja rodzina
„.
Nigdy nie trać nadziei
Jadąc z Krakowa do podrzeszowskiej Starej Kuźni miałem do przebycia ok. 160 km. Całą trasę przebyłem w deszczu. Z nieba siąpiło, zacinało i lało z góry, z boku i chwilami od dołu. Jadąc autostradą A4 w stronę Rzeszowa, zastanawiałem się skąd się wzięło tylko wody w chmurach :).
Przecież każda Panna Młoda marzy o tym, aby dzień ślubu był optymalny pod wieloma względami. Ma być nie za ciepło, nie za zimno. Makijaż i fryzura muszą być idealne. Podobnie idealnie ma być z wszystkim innym. I kategorycznie nie może padać deszcz! A deszcz czasami nic sobie z tych idealistycznych planów nie robi i pada w najlepsze.
Moim zdaniem trzeba brać w życiu to co przynosi codzienność i być za to wdzięcznym. Powiedziałby ktoś, że łatwo mi tak mówić, bo to jednak nie jest mój ślub. Na taką argumentację miałbym dwa kontrargumenty. Po pierwsze – praca fotografa ślubnego w deszczu, praca nad reportażem ślubnym podczas dużych opadów, to spora niedogodność. Nie ma dobrego światła, przemieszczanie się z aparatami zawieszonymi na szelkach jest też utrudnione – ale to nie znaczy, że nie da się wtedy zrobić dobrych zdjęć ślubnych. Jest po prostu trochę trudniej. Drugi kontrargument, to fakt, że 10 lat temu mój własny ślub poprzedzały solidne opady deszczu, a wyjściu z kościoła towarzyszyło „urwanie chmury” i ściana deszczu, którą trzeba było przeczekać. Co nas nie zabije, to nas wzmocni!






























































First look Pary Młodej i niespodzianki
Pierwsza niespodzianka, to radyklana zmiana pogody. Ktoś widocznie zakręcił cieknący kran w niebie, zrobiło się pogodnie i słonecznie. Zapowiadało się na to, że planowane od dawna wesele w stylu slow wedding będzie mogło rozwinąć skrzydła w całej okazałości. Stara Kuźnia Pstrągownia to przestrzeń, która rozkwita w promieniach słonecznych!
Druga niespodzianka to prezent dla Pauliny od Mamy Pana Młodego. Otóż jest taka tradycja w rodzinie Mateusza, że przekazuje się z pokolenia na pokolenie kolejnej Pannie Młodej naszyjnik. To świetna tradycja i wręcz fizycznie można doświadczyć ciągłości kolejnych pokoleń. Bardzo spodobało mi się takie celebrowanie momentów przejścia.
Była też trzecia niespodzianka, albo chociaż ciekawostka. Nie wiem czy zwróciliście uwagę na przygotowany przez Młodych drogowskaz wskazujący miejsca, które są dla nich ważne. Ten znak przewija się przez cały reportaż ślubny.
Znajdziemy tam m.in. nazwy podkarpackich miejscowości (Prusie i Kobylnica), z których pochodzi rodzina Pauliny. Na drogowskazie jest oczywiście kanadyjski wątek, czyli Brantford i Toronto.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o miejscowości położonej w Portugalii o nazwie Peniche. To ciężko pracujące miasteczko rybackie, zlokalizowane nad Oceanem Atlantyckim, to też raj dla surferów i miłośników innych sportów wodnych. Zresztą sentyment do surfingu pojawi się jeszcze na zdjęciu w kościele – „shaka”, czyli gest surferów, który pokazał wtedy Pan Młody nawiązywał właśnie do jego rodzinnej miejscowości.
Ostatnia, czyli czwarta niespodzianka, czyli first look Pary Młodej. Stara Kuźnia Pstrągownia oferuje wspaniałą przestrzeń, aby planowany slow wedding udał się znakomicie. Kontakt z naturą jest tu wręcz namacalny, bo domki dla przybyszów, którzy zawitali do tego miejsca są umiejscowione na drzewach. Wspomniany first look odbył się w wyjątkowych okolicznościach przyrody!


















Wzruszający ślub kościelny
Gospodarze tego miejsca, czyli Ewa i Witek przygotowali Starą Kuźnię Pstrągownię, jako miejsce w którym mogą odbywać się ceremonie cywilne, czy śluby humanistyczne. Tłem do takich uroczystości są klimatyczne drzwi, które już widzieliście i które jeszcze będą obecne w tej historii.
Młoda Para miała już za sobą ślub cywilny w Kanadzie i całości miał dopełnić ślub kościelny w Parafii pw. Matki Bożej Niepokalanej w Hermanowej położonej 15 km od Rzeszowa. Radość wręcz kipiała od Panny Młodej, w końcu udało się zrealizować planowany z taką troską projekt „wesele w Polsce”.
Nie wiem czy to dobre porównanie, ale co mi tam – sam ślub przypominał ciasto przekładane? Ale, że co – ślub był smaczny? Zdecydowanie tak! Było dużo radości, były łzy wzruszenia, były rozmodlone westchnienia Mamy Pana Młodego do nieba, była też dwójka ministrantów (kuzynów Pauliny) służąca przy ołtarzu. Działo się dużo dobra i zapanowało szczęście.
A potem ruszyliśmy dalej – aby wesele w stylu slow wedding rozkręciło się na dobre!




















































Pełen swobody slow wedding Stara Kuźnia Pstrągownia
Jak pisałem wyżej, przygotowania rozpoczęły się w deszczu, za to po przyjeździe z ceremonii ślubnej – na miejscu było jasno i sucho. To się nazywa mieć fart! Słońce pięknie świeciło, a niebo się niebieszczyło. Przyznam, że pobliska łąką była bardzo podobna do tej, jaka zdobiła tapetę w leciwym, ale kultowym już Windowsie XP! 🙂
Plenerowe wesele na terenie Starej Kuźni Pstrągownia rozpoczęło się klasycznie od przywitania Pary Młodej przez Najbliższych. Po życzeniach przyszedł czas na weselny lunch.
Za oprawę muzyczną odpowiadali K&K DJs. To nie byli tylko klasyczni DJ-ie, bo to także profesjonalni muzycy, którzy raczyli Gości gitarowym recitalem akustycznym na początku przyjęcia.
Troska o to, aby gardła biesiadników nie wysychały spoczęła na zgranym Tandemie – Chłopaki z Coctail Clinic dwoili się i troili!






















Emocjonalne przemowy weselne
O ile tradycyjne polskie wesele ma swój niepowtarzalny rytm, zwyczaje i klimat, to przy okazji fotografowania międzynarodowych ślubów, każdy fotograf zetknął się z przemowami weselnymi. To ciekawa tradycja, która sprowadza się do wygłaszania (zazwyczaj wcześniej pieczołowicie przygotowanych) przez Bliskich (rodziców, drużbów) emocjonalnych przemów. Takie „speeche” są czasami solidnymi wyciskaczami łez, a czasami mają na celu wyciągnięcie jakichś zabawnych historii z przeszłości.
Tym razem przemowy zaadresowane do Pauliny i Mateusza były pełne wzruszeń i życzliwości! Nie było żadnych psikusów… no dobra, zapamiętałem jeden „speechowy prztyczek”, ale o szczegółach „cicho-sza”.
Pośród innych historii ślubnych, tego typu zwyczaje weselne znajdziecie podczas podkrakowskiego wesela na zamku w Korzkwi. Podobnie było, gdy plenerowy ślub cywilny w centrum Warszawy w Villi Foksal rozwinął swoje skrzydła podczas kameralnego przyjęcia.






















Ślubna sesja zdjęciowa w stylu slow wedding
Nie za bardzo mi wypada jako dawnemu fanowi free jazzu odnosić się do rodzimej niezbyt lotnej pioseneczki, ale co mi tam: „skoro życie to są chwile, ulotne jak motyle”, to znaczy, że trzeba wykorzystywać każdy moment. Szczególnie jak się robi zdjęcia na ślubach.
Były deszczowe przygotowania, wzruszający ślub kościelny i rozpromienione wesele w plenerze. Przyszła kolej na sesję ślubną. Tu i teraz! Tak na gorąco, z tymi emocjami, jakie huczały w głowach Pauliny i Mateusza.
Zajmuję się ślubami od ponad 12 lat, więc oferta fotografii ślubnej, którą się posługuję jest moim zdaniem najlepsza na świecie i wszystko-mająca – sesja Pary Młodej w dniu ślubu to obowiązkowa pozycja!
Przeszliśmy do praktyki. Paulina i Mateusz czuli się jak ryby w wodzie przed obiektywem. Przytulanie, pocałunki i wygibasy podczas zdjęć dawały im dużo radości. Sami zresztą sprawdźcie!
Emocje w dniu ślubu są jedyne, niepowtarzalne i warto je zapisywać. Dla tych z Was, którzy marzą o sesji zdjęciowej w innym terminie niż ślub, polecam zobaczyć zimowy plener ślubny oraz plener ślubny w Porsche 911.










































Najlepsze zdjęcia slow wedding
Nie ma co – slow wedding wszedł w swoją najgorętszą fazę. Wspomniani DJ-ie w jednym momencie zabawiali zgromadzonych Gości w specjalnie do tego przygotowanej altanie, by za chwilę przygrywać na gitarach bezpośrednio przy stołach. Po kolorowe drinki wciąż sięgali kolejni chętni. Tańce, śmiechy i zabawa wypełniały całą przestrzeń Starej Kuźni Pstrągownia.
To piękne spotkanie dla mnie powoli dobiegało końca. Kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że na kartach pamięci mam „sztosową” historię, jestem zawsze przeszczęśliwy.
Tym szczęściem chciałbym się podzielić z Wami!

























